Rolnictwo w cieniu wojny

28 marca 2023

Wojna tocząca się od ponad roku za wschodnią granicą wpływa na życie Europejczyków w bardzo różnych aspektach. Jednym z nich jest sytuacja w naszym rodzimym rolnictwie. Jako posłowie Europejskiej Partii Ludowej w Parlamencie Europejskim od początku inwazji Putina stanowczo mówimy TAK pomocy Ukrainie. Zarazem mówimy stanowcze NIE, gdy pomoc ta odbywa się kosztem europejskich, zwłaszcza polskich rolników. Niestety producenci rolni krajów pierwszej linii względem toczącej się wojny mimowolnie stają się ofiarami konfliktu, bezczynności rządzących i dziurawych przepisów. Sytuacja polskich, ale też rumuńskich czy słowackich producentów rolnych staje się coraz bardziej dramatyczna. Dziś problem dotyczy przede wszystkim producentów zbóż, którzy pod naporem ziarna ukraińskiego, stają przed widmem bankructwa.

W styczniu z zapytaniem o praktykę funkcjonowania tzw. „korytarzy solidarnościowych” zwróciliśmy się do unijnego komisarza ds. rolnictwa, Janusza Wojciechowskiego, wybranego – przypomnę -  z ramienia PiSu. Przed wojną Ukraina dostarczała na światowe rynki ok. 45 mln ton zboża. Korytarze solidarnościowe miały usprawnić transfer produktów rolnych z Ukrainy poprzez Europę do krajów m.in. Afryki Północnej, które uzależnione były od ukraińskich dostaw żywności. Powstanie takich korytarzy wydawało się niezbędne w sytuacji, gdy Putin zagroził światu kryzysem żywnościowym i najpierw zablokował, a następnie znacząco utrudnił eksport przez Morze Czarne, które stanowiło naturalną drogę dla ukraińskich statków ze zbożem.

Okazuje się jednak, że korytarze solidarnościowe przez Europę nie spełniają swojej roli należycie, dochodzi do ogromnych patologii, których ofiarą padają przede wszystkim rolnicy z państw bezpośrednio graniczących z Ukrainą. Zboże ukraińskie „gubi się” po drodze do portów docelowych i zostaje w Europie, zaburzając opłacalność europejskiego rolnictwa. Europejskie organizacje rolnicze alarmują, że nawet 1/3 ukraińskiego zboża, zamiast do potrzebujących państw trzecich, trafia na rynek europejski. Nasila się przy tym proceder niezgodnego wykorzystania ukraińskiego surowca. Zdarza się, że zboże z pominięciem kontroli granicznej wjeżdża do Polski jako „techniczne”, a więc przeznaczone na cele niespożywcze, np. spalanie, a następnie w łańcuchu sprzedaży „przeistacza się” w zboże wykorzystywane na pasze, a nawet w przemyśle spożywczym. Jest to poważne i bardzo groźne przestępstwo, mowa bowiem o surowcu wątpliwej jakości, nieprzebadanym choćby pod względem poziomu mykotoksyn, które finalnie trafić może na nasze stoły. Producentów ukraińskich nie obowiązują europejskie, wyśrubowane wymogi fitosanitarne, mogą stosować środki ochrony roślin, które w Unii Europejskiej są zakazane.

Sytuacja ta wprost godzi w polskich producentów rolnych, którzy przegrywają konkurencję z ukraińskim zbożem, a zarazem ponoszą jedne z najwyższych kosztów produkcji w Europie. Firmy wolą skupować tańsze zboże ukraińskie, magazyny są wypełnione, a płody od polskich rolników stają się niesprzedawalne. Rodzi to uzasadnioną frustrację, zwłaszcza że w okresie żniw rządzący namawiali rolników do wstrzymywania się ze sprzedażą ziarna i przekonywali, że jego cena będzie rosła. Zazwyczaj rzeczywiście zaraz po żniwach, gdy w magazynach jest jeszcze ziarno z poprzednich zbiorów, zboże jest tańsze. W minionych roku trwała już jednak wojna, a jej konsekwencje musiały być jasne dla decydentów, jednak mimo to i wbrew wszelkim przesłankom –  postanowili wmawiać rolnikom nieprawdę. Zboże ukraińskie, które „nieopacznie” zostaje w Polsce, zdestabilizowało i rozregulowało nasz rynek. Władze pozostały głuche na nasze, ludowców, apele o wprowadzenie np. systemu kaucyjnego dla ukraińskich produktów rolnych. Brak jakiejkolwiek reakcji rządzących doprowadził do tego, że wielu producentów rolnych stoi dziś na skraju bankructwa. Rolnicy najpierw zmuszeni byli zakupić nawozy po horrendalnej cenie, nienotowanej nigdy w historii, a teraz nie mogą zbyć surowca. Aktualnie w Polsce cena pszenicy jest niższa o ok. 25% niż w Niemczech i na europejskiej giełdzie płodów rolnych MATIF, zarazem polski rolnik zmuszony jest płacić znacznie więcej za zakup nawozów niż producenci w innych europejskich krajach. Nawozy produkują spółki państwowe zarządzane przez PiS.

W odpowiedzi na zapytania przesłane przez nas, posłów grupy Europejskiej Partii Ludowej, komisarz Wojciechowski, pomijając istotę problemu, przyznaje, że przywóz zbóż z Ukrainy do Unii od czasu otwarcia korytarzy solidarnościowych wzrósł dwukrotnie, co jednak – zdaniem komisarza – wynika… ze zwiększonego zapotrzebowania na surowiec przez unijny rynek wynikającego ze spadku unijnej produkcji w 2022 roku. Europa konsumuje więc tanie zboże ukraińskie, które miało jechać do Afryki, gdyż jest na nie popyt. W tym samym czasie, polscy czy rumuńscy rolnicy zostają z magazynami pełnymi zboża, a Afryka pozostaje bez chleba. Odnosząc się do nieszczelności korytarzy solidarnościowych, komisarz zrzuca odpowiedzialność na swoich kolegów w Polsce, zauważając że to państwa członkowskie odpowiedzialne są za przeprowadzanie odpowiednich kontroli i sprawdzanie, czy przesyłki wykorzystywane są poza łańcuchem pasz i żywności.

W kierownictwie ministerstwa rolnictwa w Warszawie zasiada aż pięcioro wiceministrów w randze sekretarza stanu. Oprócz matematyka, jest tam dziennikarz, jest politolog, jest też Janusz Kowalski, który nie odróżnia żyta od pszenicy. Mimo tak licznej rządowej reprezentacji, jakiej polscy rolnicy chyba jeszcze nigdy nie mieli, ich sytuacja jest gorsza niż kiedykolwiek. Pod rządami PiS masowo upadają gospodarstwa rolne. To, co stało się w Kielcach podczas tegorocznych targów rolniczych, gdy pod presją tłumu minister rolnictwa musiał ewakuować się z imprezy, najlepiej pokazuje, do jakiej desperacji i rozpaczy rządzący doprowadzili polskich rolników.

Problemów jest mnóstwo, to nie tylko fatalna sytuacja producentów. Rolnicy mierzą się także z bałaganem prawnym związanym z nowymi zasadami wypłacania dopłat bezpośrednich. Od wielu miesięcy informujemy rolników, że zmieniają się zasady wypłacania dopłat, a do decydentów apelujemy o wprowadzenie definicji „aktywnego rolnika”, co jest jedynym sposobem, by właściwie ukierunkować wsparcie. Nie zrobiono jednak nic, by upodmiotowić rolników i sprawić, by to prawdziwi producenci, a nie - jak to jest często w polskiej rzeczywistości - udający rolników sięgali po unijne pieniądze dla rolnictwa. Polski Plan Strategiczny przygotowany w ministerstwie rolnictwa, a określający nowe zasady przyznawania wsparcia, jest zbyt skomplikowany, ekoschematów jest zbyt wiele, a procedury pozostają niejasne. Rolnicy gubią się w przepisach i nie są w stanie zaplanować produkcji. Ci, którzy jeszcze nie zorientowali się, jak bardzo PiS ich oszukał, brutalnie przekonają się o tym w grudniu. Wtedy na konta rolników będą wpływały pieniądze i wtedy okaże się, że dopłaty bezpośrednie, które przecież Zjednoczona Prawica od lat obiecuje podwyższyć, będą ok 30% niższe niż do tej pory, co przy dzisiejszym kursie euro oznacza stratę ponad 300zł/h. Jednak wtedy będzie już dawno po wyborach i rządzący nie będą musieli udawać, że kiedykolwiek zależało im na polskim rolniku.

Jarosław Kalinowski

Poseł do Parlamentu Europejskiego

marzec 2023