Warszawa, 3 sierpnia 2021 r.
Co rok, o tej porze, niezmiennie od kilkudziesięciu lat podziwialiśmy Kazimierza w Ciechocinku na scenie, która była jego żywiołem. Można powiedzieć, że nasz rokroczny cykl stałych spotkań od lat pozostawał niezmienny, a rozpoczynał się już w styczniu. Obecność Kazimierza z zespołem była nieodłącznym elementem Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy organizowanego w moim rodzinnym Jackowie. Kazimierz Kowalski, artysta wielkiego formatu, śpiewający na najważniejszych scenach całego świata co rok gościł w naszej malutkiej miejscowości, w naszej lokalnej szkole i wspierał swoim talentem wokalnym i oratorskim zbiórkę na rzecz fundacji Jurka Owsiaka.
Właśnie taki był Kazimierz Kowalski. Nietuzinkowy i unikatowy. Prawdziwy przyjaciel, na którego zawsze można było liczyć. Nigdy bym jednak nie przypuszczał, że ostatni raz usłyszę śpiewającego Kazimierza w kościele podczas ślubu mojej córki. Zaledwie kilkanaście dni temu.
Nikt z nas nie przypuszczał, że nie usłyszymy już Kazimierza, że odejdzie tak nagle. Był to przecież wulkan energii, który wydawał się niezniszczalny. Prawdziwy człowiek orkiestra, który wciąż gdzieś biegł, wciąż realizował kolejne pomysły, wciąż był w drodze, w wirze spotkań, nagrań, audycji, przygotowań. Swoim artystycznym projektom poświęcał się z determinacją godną podziwu nie tylko jako wspaniały artysta. Kazimierz był też sprawnym i bardzo zaangażowanym managerem, który dbał o każdy organizacyjny detal swoich przedsięwzięć i, co nieodłącznie z tym związane, z wielkim poświęceniem zabiegał o zainteresowanie dla sztuki, o wsparcie i mecenat dla kolejnych projektów. A tych miał w głowie całe mnóstwo.
To jeden z takich pomysłów zapoczątkował naszą długoletnią znajomość. Wiele lat temu, gdy byłem prezesem Polskiego Stronnictwa Ludowego, Kazimierz Kowalski przyszedł do mnie z kolejnym ze swoich pomysłów. Jego dar przekonywania, energia i zapał dały wówczas początek naszej wspólnej ludowej inicjatywie. Kazimierz chciał z wielką sztuką, jaką jest opera, dotrzeć do małych miejscowości. To się udało. Koncerty w Sandomierzu, Zamościu i kilkunastu innych miastach okazały się wówczas wielkim wydarzeniem. Wielkim sukcesem było również wystawienie „Strasznego Dworu” w Wilnie. Kazimierz miał świetny zmysł, czego dowodziły kolejne jego artystyczne sukcesy.
Festiwal Operowo-Operetkowy był jego oczkiem w głowie. Udało mu się stworzyć prawdziwe święto melomanów, którzy już od ponad 20 lat przyjeżdżali do Ciechocinka na wspaniałą muzyczną ucztę. Tegoroczną festiwalową edycję przygotował oczywiście z detalami. Niestety sam już nie pojawi się na scenie Parku Zdrojowego. Znakomitą muzyczną ucztą była też każda z jego nocnych radiowych audycji. Bo nie tylko śpiewającego Kazimierza znakomicie się słuchało. Był artystą bez pamięci zakochanym w muzyce i ta jego miłość udzielała się otoczeniu – gdy opowiadał o sztuce, o operze i wielkich jej mistrzach, robił to z rzadko spotykaną pasją i namiętnością. Tych muzycznych opowieści przepełnionych niegasnącym zachwytem będzie nam bardzo brakowało.
Tak, jak będzie nam brakowało Kazimierza- mistrza. Zawsze eleganckiego, szarmanckiego dżentelmena o ujmujących manierach. Jego życie było sztuką, ale choć to rzadkie u artystów, Kazimierz twardo stąpał po ziemi. Był wymagającym nauczycielem, ale i troskliwym opiekunem artystycznym, który dbał o swoich podopiecznych i umiejętnie wskazywał im drogi kariery. Zawsze pamiętał też o swoich mistrzach i z wielką atencją wspominał swoich starszych kolegów.
Kazimierz bardzo pielęgnował przyjaźnie, ale nigdy nie był wobec nich bezkrytyczny. Przyjaźń z nim była zaszczytem. Nie było w niej patosu, raczej prawdziwie męska szorstkość, dosadność i bezpretensjonalna szczerość. Kto znał Kazimierza, wiedział, że prywatnie potrafił być do bólu dosłowny, uwielbiał przy tym soczysty język i rubaszny dowcip. Ten kwiecisty prywatny język, kontrastowy względem jego zewnętrznego obejścia, dla nas, przyjaciół Kazimierza, był całkowicie naturalnym elementem nierozerwalnie z nim związanym.
I tego też będzie nam bardzo brakowało. Nagle, 1 sierpnia zakończyła się pewna epoka. Miało być jak zwykle u Kazimierza Kowalskiego - głośno, gwarno, radośnie, miał być śpiew, zachwycające jubileuszowe koncerty. A jest dojmująca, przenikliwa i tak bardzo niepasująca do Kazimierza cisza.
Jarosław Kalinowski
Z ogromnym żalem i wielkim smutkiem żegnam
mojego Serdecznego Przyjaciela
Śp. Kazimierza Kowalskiego
Wielkiego Artystę – Śpiewaka
Wieloletniego dyrektora Teatru Wielkiego w Łodzi
Twórcę Festiwalu Operowo-Operetkowego w Ciechocinku
Twórcę Polskiej Opery Kameralnej
Wybitnego znawcę, entuzjastę i popularyzatora muzyki operowej i operetkowej
Łodzianina – sercem i duszą
Wspaniałego, pełnego pasji i dobra Człowieka
Zawsze szczerego i prawdziwie oddanego Przyjaciela
Żonie Małgosi, Synowi Stanisławowi
składam wyrazy głębokiego współczucia
Jarosław Kalinowski
Poseł do Parlamentu Europejskiego
Przewodniczący Rady Naczelnej PSL