Uwolnijmy zieloną energię

5 października 2022

Sytuacja wielu polskich rodzin, które mają problem z dostępem do surowców energetycznych, z każdym dniem jest coraz trudniejsza. Dziś, w przededniu sezonu grzewczego Polacy nerwowo szukają opału i jeszcze bardziej nerwowo spoglądają w swoje portfele. Choć było to zaledwie kilka tygodni temu, mało kto dziś pamięta, jak minister klimatu obiecywała każdemu dostępność węgla za 997 zł za tonę. W obliczu braku surowca te obietnice zmieniły się w pomysł dopłaty dla posiadaczy pieców węglowych. Sytuacja szybko ulega jednak dezaktualizacji - gdy powstaje ten tekst, rząd przymierza się do wprowadzenia nowych regulacji i większych ograniczeń w dostępie do dopłat węglowych, które faworyzują obywateli korzystających z „czarnego złota”, kosztem właścicieli instalacji spalających inne paliwa, a którzy przecież także borykają się z ogromnym problemem dostępności i kosztów surowców. Codziennie dowiadujemy się o nowych „energetycznych pożarach”, które rząd nieumiejętnie próbuje gasić, dolewając doń oliwy. Kolejne pomysły władzy - jak ten ze zbieraniem chrustu w lesie, obniżeniem norm jakości spalania czy ustnym przyzwoleniem prezesa Kaczyńskiego na palenie właściwie wszystkim - jedynie upokarzają Polaków, ale nie obniżą rachunków za prąd i ogrzewanie.

Jeszcze niedawno rządzący uspokajali, że węgla w Polsce starczy na 200 lat. W tych optymistycznych zapewnieniach zabrakło jednak kluczowych informacji, które, gwoli uczciwości, władza winna była wyjawić obywatelom: jakiej jakości jest to węgiel? czy jego wydobycie ma sens ekonomiczny? Skoro węgla mamy na 200 lat, to dlaczego polska energetyka opiera się na węglu importowanym z Rosji, którego ilość podczas ostatnich siedmiu lat rosła w naszym kraju niebotycznie? I wreszcie, skoro węgla mamy na 200 lat, to dlaczego według aktualnych ostrożnych szacunków tej zimy zabraknie w Polsce od 4 do 6 mln ton tego surowca?

Inwazja Rosji na Ukrainę i wojna energetyczna, którą, de facto, wypowiedział Europie Putin, dobitnie pokazała, jak bardzo potrzebna jest dywersyfikacja źródeł energii. Niestety, pod względem transformacji energetycznej ostatnie 7 lat to czas stracony dla Polski, choć od dawna wiadomo, że paliwa kopalne odchodzą do przeszłości. Polska nie tylko nie idzie do przodu pod względem rozwoju i wdrażania nowoczesnych technologii opartych na odnawialnych źródłach energii, ale wiele procesów, które rozpoczęliśmy wiele lat temu, zostało zahamowanych i zablokowanych. Zamiast rozwijać OZE, polski rząd uprawiał krótkowzroczną i populistyczną politykę, rozbudowując chociażby ostrołęcki blok węglowy. Ta inwestycja okazała się wielkim błędem, który kosztował Polaków 2 miliardy złotych. Zarazem rządzący blokowali rozwój energetyki wiatrowej i odebrali gwarancje i zyski właścicielom instalacji fotowoltaicznych. Branża OZE została, de facto, pogrzebana przez Zjednoczoną Prawicę. Podczas gdy w Europie już 40% wyprodukowanej energii pochodzi ze źródeł odnawialnych, w Polsce to jedynie 16%.

A przecież OZE to niezależność i bezpieczeństwo energetyczne. OZE to niższe rachunki za prąd. OZE i różnorodność uzupełniających się nowoczesnych technologii to nasza przyszłość. Każdy może korzystać z dobrodziejstw energii czerpanej z wiatru, ze słońca, z wody, z ziemi. Zainteresowanie fotowoltaiką w ostatnich latach pokazało, że Polacy interesują się zieloną energią i chcą w nią inwestować. Jednak bez woli politycznej i poparcia władzy aktywnie współpracującej ze światem naukowym i społeczeństwem trudno o konkretne działania i mądre decyzje legislacyjne.

O tym, że aura polityczna w Polsce nie sprzyja odnawialnym źródłom energii, świadczy marnotrawienie gigantycznych środków z europejskiego systemu handlu emisjami (ETS), które cyklicznie zasilają budżet naszego państwa, a powinny być wydatkowane na transformację energetyczną. W największym skrócie ETS to opłata wnoszona przez największych trucicieli środowiska za każdą wyprodukowaną tonę dwutlenku węgla, czyli za zanieczyszczanie atmosfery i wymuszająca na nich stopniowe ograniczanie zużycia paliw kopalnych na rzecz OZE. Z tytułu ETS tylko w zeszłym roku do polskiego budżetu wpłynęło 25 mld zł. Nie wiadomo, na co zostały wydane te środki. Wiadomo jednak, że gdyby pozyskiwane z handlu emisjami fundusze wydać na cele, na jakie powinny być przeznaczone, polska energetyka byłaby dziś w zupełnie innym miejscu.

OZE to także wielka szansa dla polskiego rolnictwa. Choć odnawialne źródła energii na wsi kojarzą się dziś głównie z wiatrakami bądź farmami fotowoltaicznymi, przyszłością są biogazownie i biometanownie, które nie tylko dają prąd i ciepło, ale są także sposobem na zagospodarowanie odpadów.

Na koniec 2021 roku w Polsce funkcjonowało 346 biogazowni. Nasz potencjał jest jednak dużo większy. Według szacunków ilością gazu wyprodukowanego z produktów ubocznych rolnictwa śmiało moglibyśmy pokryć ilość tego surowca, jaką do tej pory importowaliśmy z Rosji (10 mld m3). Mowa o czystym paliwie produkowanym lokalnie, przyczyniającym się do rozwoju gospodarki. Biogazownie powstające w pobliżu gospodarstw i zakładów rolniczych, oprócz jednej wady, jaką jest póki co koszt takiej inwestycji, mają same zalety. Bazując np. na oborniku stanowią nie tylko źródło energii i ciepła – poferment powstający w biogazowniach rolniczych z powodzeniem wykorzystywany jest do celów nawozowych, co w kontekście problemów z dostępnością i ceną nawozów mineralnych stanowi ogromny atut. Biomasa, do tej pory często postrzegana jako problem budzący społeczne niezadowolenie ze względu na odór, staje się pożądanym surowcem i ważnym składnikiem zeroemisyjnej gospodarki cyrkularnej.

Nie ma innej drogi do niezależności energetycznej niż OZE. Bez odważnych decyzji, bez wiedzy na temat dostępnych technologii oraz bez środków finansowych, które pozwolą rolnikom inwestować w nowoczesną gospodarkę wciąż będziemy stąpać po ścieżce degradacji cywilizacyjnej, na jaką wprowadziły Polskę obecne rządy. Nie możemy dłużej czekać. Czas spojrzeć w przyszłość.

Jarosław Kalinowski

Poseł EPL w Parlamencie Europejskim